Po pracy zmeczona jak kon po westernie zachcialo mi sie pojechac do miasteczka niedaleko. Ogladalam ulotke z pieknym miasteczkiem i zauwazylam ze po drodze owieczki sie pasa a to miod na moje serce hahahaah. Podjechalam do dom i zabralam czlowieka ekspresem i w droge. Naprawde miejse urokliwe ,cudowne . Miniaturowe miasteczko troche mnie rozczarowalo bo myslalam ze bedzie cos zajmujacego.No po prawdzie byla byla to miniaturowa replika miasteczka duzego
. niestety grzybow nie bylo nawet na lekarstwo ,zato nazbieralam psiarzy roznych do farbowania.Wstepne przygotowania sie juz zrobily ,czarownica w akcji. Synus sie zapytal-matka a co ty tam gotujesz za grzyby ,ano synus na zupe, bo co bede dzieciakowi tlumaczyc hahhaah a synus wprost do ojca-ojciec ja na twoim miejscu bym tego niejadl to jakies brazowe paskudztwo . hahahahah.sprawozdanie wrzuce w nastepnym poscie.pozdrawiam Majowababcia Halynka
przy okazji odwiedzilismy kopalnie zelaza ktora miesc i sie w pieknych grotach niestety niewchodzilismy bo ja mam klaustrifobie hhahahaha
a tu na wzgorzy wypatrzylam czarne zweldy cudowna welna .mam caly worek czeka na przedzenie.
ps Maya jest chora i babcia ma trzesienie ziemi ,ale zato przydaly sie suszonie lipy na herbatke.